Wszystkie zmiany, nawet te najbardziej upragnione,

mają w sobie coś z melancholii;

zostawiamy przecież za sobą część siebie;

musimy zakończyć jedno życie,

aby móc się narodzić w nowym wcieleniu.




czwartek, 15 kwietnia 2010

Fascynacja bioenergetyką Lowena

Ciężki jest żywot studentki psychologii.
Przez (prawie) cztery lata nie mogłam tak naprawdę powiedzieć, co chcę i co będę kiedyś robić.
Owszem, psychologia zawsze mnie interesowała. Ale przez cały ten czas było to bardzo ogólne zainteresowanie.
Szukałam tego fragmentu, cząstki, która stałaby się tą "moją".
Byłam już prawie pewna, że nie znajdę. Po prostu poczułam, że te poszukiwania są beznadziejne i choćby nie wiem co, nie dadzą oczekiwanych efektów. Przeżyłam takich kryzysów kilka.
Gdy wzięłam do ręki pierwszą książkę Lowena, wiedziałam już, że to jest to coś.
A przynajmniej wiedziałam, że chcę dowiadywać się o tym więcej i więcej. Chcę czytać i uczyć się, na czym polega bioenergetyka.
Czułam się, jakbym dostała obuchem w łeb. Nie, to nie było wcale bolesne, to było szalone...!
Każdą wolną minutę poświęcałam i poświęcam dalej na czytanie.
Nie wiem, może to moja przyszłość. A może i nie.
Wiem jedno – to jest największa przyjemność, jaka spotkała mnie w ciągu ostatnich klilku miesięcy, dlatego nie chcę tej przyjemności zaprzestawać.

Bioenergetyka – jest metodą psychoterapii, opartą na psychoanalizie i wzbogaconą wątkiem tzw. pracy z ciałem. Twórcą jest Alexander Lowen. Założenia dotyczące energetycznego podłoża procesów psychicznych przejął od Wilhelma Reicha i opierając się na nich, stworzył swoją koncepcję psychoterapii.
Pokrótce mówiąc, bioenergetyka zakłada, iż przyczyną zaburzeń psychicznych jest tłumienie uczuć – takie tłumienie przejawia się w postaci napięcia mięśniowego, które blokuje przepływ energii przez organizm.Terapia ma pomóc w uwolnieniu czy też uruchomieniu zalegających w ciele emocji, co w konsekwencji pozwoli organizmowi się rozwijać. Człowiek staje się świadomy swojego ciała i jego ograniczeń, a także ma swobodny dostęp do swoich uczuć: lęku, miłości, złości, bólu, również pragnień seksualnych.

sobota, 10 kwietnia 2010

charakter oralny


Fluktuacja między kompensacją i załamaniem. Między sztuczną energią, napędzającą działanie, ale szybko się wyczerpującą a wielkim wyczerpaniem, rozpaczą i tęsknotą. Takie epizody maniakalne są krótkie i służą wyparciu ogromnej rozpaczy. Ich miejsce szybko zajmuje depresyjne załamanie.
Częste wahania nastroju.
Nieukojone poczucie pustki i wiążący się z tym smutek. Lęk przed wyrażeniem tego smutku i własnych potrzeb – lęk przed odrzuceniem. Nikt nie będzie chciał kogoś, kto jest tak bardzo potrzebujący, pełen wrogości i rozpaczliwie nieszczęśliwy.
Pojawia się zwiększona drażliwość, która jest efektem nieumiejętności wyrażenia kłębiącej się w środku złości. Słaba asertywność.
Problemy w związkach. Osoba oralna przywiązuje się symbiotycznie i uzależnia od drugiej osoby. Żąda od niej bezwzględnej uwagi, a na jakiekolwiek odejścia od tego schematu reaguje silną zazdrością. Istotny jest lęk przed opuszczeniem.
Schemat wciąż ten sam: zatracenie się w symbiotycznym związku, odkrywanie, iż ta relacja wymaga zbyt wiele poświęcenia, żal, irytacja i wycofanie się z niej.
Zawsze jednak można się przywiązać do innych rzeczy. Używki, kofeina, cukier. Jedzenie swoistą kompensacją. Lepiej zjeść dwie czekolady niż dopuścić do rozpaczy spowodowanej wewnętrzną pustką.
Charakter oralny jest w klasycznej depresyjnej sytuacji, w której uczucia miłości i nienawiści kierowane są ku tej samej osobie. Nienawiść zablokowała uczucie miłości, a miłość stała się instrumentem służącym do powstrzymywania nienawiści. Konsekwencją zduszenia emocji jest depresja.
Zapadnięta klatka piersiowa. Spłycenie oddechu. Łezka oralna.
Ściśnięte gardło. Zaciśnięte szczęki. Napięcie w karku.
Napięte, sztywne nogi i kolana zbliżone do siebie.
Szczupłe ciało. Drobne i długie kości.
Długie palce i stopy.
Zimne stopy i dłonie.

Nie dam ci wszystkiego, czego potrzebujesz, ale jak zaczniesz sięgać, dostaniesz więcej niż kiedykolwiek dostałeś.


wtorek, 6 kwietnia 2010

A bird in the hand is worth two in the bush

Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu.
Tak mawiają. Nie powiem, bywa, że mają rację. Czekanie... jedni czekają i zyskują, drudzy czekają i zostają z niczym. A są tacy, co zyskują, oj tak!, jedynie siwe włosy i zmarszczki na twarzy. I sto milionów smutnych myśli, od których nie sposób się uwolnić.
Zawsze mamy jakiś wybór. Podejmowanie decyzji wiąże się z ogromnym ryzykiem - być może utracimy na zawsze coś, co mogło być dla nas lepsze? Coś, co pozwoliłoby nam uśmiechać się co dnia i z tym uśmiechem na twarzy patrzeć wstecz.
A co, jeśli zostanie nam tylko gorycz? Pustka? Tęsknota?
Podejmowanie decyzji nie jest łatwe. Każda z nich pozwala nam zarówno coś zyskać, jak i stracić.
Czy warto się spieszyć z dokonywaniem wyborów?
Nie wiem. Wiem tylko, że zawsze trzeba iść za głosem serca, nie rozsądku.  
Czasem warto poczekać, nawet jeśli to boli i zabija. W gorącej wodzie kąpani znacznie częściej umierają z żalu i tęsknoty za tym, co bezpowrotnie utracone...



Klin klinem...?
Czy aby na pewno ta metoda jest najlepszym sposobem na pozbycie się bezradności?
Czy nie jest tylko oszukiwaniem samego siebie? Oszukiwaniem innych?
Klin klinem - ucieczka od samotności, ucieczka przed strachem, ucieczka przed prawdą. 
Uciekają tchórze.